Test Chuckit! Floppy Tug

niedziela, 21 grudnia 2014

To już nasz drugi test zabawek Chuckit! Pierwszy był Chuckit! Ultra Tug, o tutaj.
Wstyd się przyznać, ale dostaliśmy Floppy Tug od sklepu toys4dogs.pl już na początku sierpnia, wyraźnie widać po pięknej pogodzie i wszechogarniającej zieleni, że zdjęcia zostały zrobione bardzo szybko, natomiast na selekcję i obróbkę musiały czekać bardzo długo. Tak to niestety u nas wygląda że jak nie seminarium to inne szkolenie, zawody, pokazy czy mniej szczęśliwe rzeczy... ale w końcu jest! Zapraszam na naszą fotorelację z zabawy tą dość śmieszną i inną niż wszystkie zabawki :D


Do wyboru jest rozmiar S oraz L a kolory niebieski i zielony, ja postawiłam na kolor zielony i rozmiar L, zabawka jest w kształcie sprężyny która łatwo się rozciąga i sama wraca do swojego pierwotnego "skręconego" kształtu.




Zabawki dzielą się u nas na 3 rodzaje, pierwszy typ to rzeczy służące do nagradzania czyli wszelkiego rodzaju piszczałki, piłki na sznurkach czy szarpaki, drugi rodzaj to zabawki na smakołyki, używane głównie w domu lub w klatkach. Trzeci rodzaj to zabawki w stylu "zabierzcie to i zajmijcie się same sobą", z racji na swój rozmiar i ciężar Floppy Tug zalicza się u nas właśnie do tego trzeciego typu. Już tłumaczę dlaczego - zabawka jest bardzo ciężka, waży niecałe 900g a przy maxymalnym rozciągnięciu mierzy około 90cm. Nie należę niestety do silnych ludzi, i nie jestem w stanie daleko rzucić ważącej prawie 1kg zabawki :D Do tego jest na tyle duża i ma "niekonwencjonalny" kształt, że nie jestem w stanie schować jej do kieszeni czy saszetki i wyciągnąć by nagrodzić psa.

Za to doskonale nadaje się do zabawy sam na sam, zresztą zobaczcie sami jaką imprezę miała Madlenka :D










Jak najbardziej można się nim szarpać, to nawet całkiem zabawne jak rozciąga się i zwija :D Ale tak jak wspomniałam, dla mnie jest za duży żeby przeprowadzić jakiś konkretny trening i traktować go jako nagrodę ( używam określania go w rodzaju męskim, bo dostał na imię WĄŻ :D)





 Madi dosłownie oszalała, kocha Węża a najbardziej chyba jego "sprężystość", pomyka z nim sama radośnie i jest mega szczęśliwa :D












Równie świetnie sprawdza się przy zabawach kilku psów, ganiają z nim, szarpią się, przeciągają, ścigają i jak dotąd ani trochę nie ucierpiał, wcześniej do tego typu zabaw miały Konga Safestix w rozmiarze L, jednak nie przypadł im jakoś wyjątkowo do gustu, natomiast każdy polarowy szarpak po takich szaleństwach nadawał się tylko do śmietnika. A tutaj spójrzcie, jest moc!








W locie również łapie się fantastycznie :D





Skład testerów był jak widać dość wymagający, malinois, nazwa mówi sama za siebie... border collie niszczyciel, border collie szaleniec, border collie wielkości kucyka...

Niewątpliwie pieski są oczarowane i bardzo się cieszą że mają taką zabawkę, próbowały też nie raz przegryźć, zniszczyć, rozerwać i nic z tego! Wąż nadal żyje i ma się wyśmienicie :D Nie raz został na dworze narażony na różnego rodzaju warunki atmosferyczne i wciąż nic mu nie jest, myślałam że popęka przez słońce, deszcz czy zimno ale nic takiego się nie stało, nie będę jednak szaleć z zostawianiem go pod chmurką bo możliwe że kolor wyblaknie od słońca.


Czas na zebranie wszystkiego w jednym miejscu i ocenę:

+ jako estetka muszę pochwalić kolor, super żarówiasty zielony, chociaż nie raz leżał na trawie to nie było problemu ze zlokalizowaniem
+ ciekawy kształt, inny niż wszystkie zabawki
+ sprężystość! To naprawdę fantastyczna cecha, psom się okropnie podoba taka sprężynka :D
+ wytrzymałość zaliczył na 6+, 4 duże psy z niszczycielskimi zapędami nie były w stanie zrobić mu kuku
+ odporny na warunki atmosferyczne


- jako estetka muszę ponownie wspomnieć o kolorach :D Wspaniale że zielony jest taki fajny, ale niestety do wyboru mamy tylko 2 kolory - zielony i niebieski. Chuckit! To świetna i szybko rozwijająca się marka, mogliby pomyśleć o takich kolorach jak różowy, fioletowy czy żółty i dodać je do swojej oferty
- tak samo jak w przypadku piłki Ultra Tug martwi mnie faktura, malutkie rowki w zabawce powodują, że szybko się brudzi, co ciekawe wewnętrzna strona jest śliska, mogłaby być taka cała, wtedy nie byłoby problemu z czyszczeniem
- niestety cena może odstraszać, 110zł to dużo jak na psią zabawkę ale na pewno posłuży bardzo długo :)

Generalnie jesteśmy bardzo zadowoleni, zabawka fajnie wygląda, psy ją uwielbiają i nie są w stanie jej zniszczyć, wszystkie najważniejsze warunki spełnione! Ja niewątpliwie zainwestuję w rozmiar S który będzie znacznie lepszy jako zabawka do treningu :)

Chuckit! Floppy Tug możecie zamówić w sklepie toys4dogs tutaj: http://toys4dogs.pl/?f=&a=sklep&k=0&q=floppy+tug&x=0&y=0 jeśli nie macie jeszcze prezentu pod choinkę to to jest dla Was świetna propozycja i ostatnia szansa :D

Madlene daje łapkę w górę!


Mikołajki!

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Oczywiście teraz pojawiają się setki tego typu wpisów na blogach, nie może zabraknąć i naszego! :D 
Jestem totalnym świrem na punkcie psich gadżetów, od karm, przez smakołyki, obroże, zabawki i całą resztę :D Dlatego święta to oczywiście świetna możliwość na kolejne zakupy! Zatem tak wyglądało nasze mikołajkowe pudło:


Czyli karma dla żołądkowych wrażliwców, puszki z Animondy, pasta z konga, skórzane pałeczki, 3 nowe "domowe" kongi, bo wszystkie poprzednie wyniosłam do MADzona :P I jajo! 

Mikołajki spędziliśmy w doskonałym towarzystwie u Natalii od Tinty, Lomo i Iso, dzień wyjątkowo bezspacerowy, padało okropnie a ekipa została wykąpana przed wyjazdem w gości :D Pojechała Madlenka i Sorin, Zolczak nigdy nie jest zabierany na takie imprezki, tak duże skupisko psów na tak niewielu m2 jeszcze bardziej stymulowałoby jej chęć rządzenia wszystkimi i wszystkim :D 
Jeśliśmy pyszności, piliśmy pyszności, pieski się wyszalały i do tego "trzasnęliśmy" lampkową sesję! Ja jak zwykle pełniłam rolę głównego set dressera :P
Efekty możecie zobaczyć tutaj: Fanpage Tinty, Lomo & Iso i przy okazji gorąco zachęcam do polubienia strony naszych psich przyjaciół! :D

Tutaj wrzucam najpiękniejszego Sosiniego, którego nie ma na stronie bo świeżutki prosto z fotoszopa by +foto !!

A tak bordercie zabawiają się z jajem, czy się podoba oceńcie sami :D 

Warsztaty Od Zera Do Pakera w MADzone !

wtorek, 4 listopada 2014

Warsztaty, tak samo jak poprzednie dotyczyły konkretnego tematu, tym razem była to praca nad muskulaturą, świadomością ciała, koordynacją i balansem, według mnie to bardzo ważny temat, ogromnie przydatny, a czasem lekceważony.

Zorganizowanie takich warsztatów miałam w planach już dawno temu, niestety zawsze coś stało na przeszkodzie, albo zawody, albo inne seminarium, albo pogoda nie taka... na szczęście w końcu się udało! Moment w sumie okazał się świetny, sezon sportowy się kończy ale nasze sportowe pieski, a zwłaszcza ich sportowe ciałka nie mogą nagle zalegnąć pod kołdrą na najbliższe 4 miesiące i hibernować, byłoby oczywiście wspaniale ale niestety to tak nie działa :D

Zebrała się spora i wesoła ekipa, i tak rozpoczęliśmy zmagania z pracą nad psimi mięśniami i koordynacją. Pogoda również stanęła na wysokości zadania, w sobotę było całkiem przyjemnie a w niedzielę fantastycznie!

Warsztaty były podzielone na 2 bloki - pierwszy dotyczył sztuczek, które pomagają przy budowaniu muskulatury u psa i równocześnie są świetnym sposobem na rozgrzewkę przed treningiem czy stretching. Znalazły się tu między innymi: kontrola ciała, czyli po mojemu "posążek", stanie na tylnych łapach, "wiewiór", wszelkie skoki i podskoki, przysiady, ukłony, "kuku", wskakiwanie na udo, odbicia od ciała, stanie na przednich łapach, przytulanie misia i wiele innych, czyli jednym słowem całkiem sporo, całkiem przyjemnych i przydatnych sztuczek :)

Drugi blok to praca na piłkach i różne różniaste pomysły na ich wykorzystanie oraz łączenie. Psy zaskakiwały nas wszystkich i nawet przy pierwszym spotkaniu z piłkami robiły ogromne postępy i strasznie się starały, niewątpliwie wszystkim pieskom bardzo podobała się taka forma zabawy :D
Jeszcze niedawno tylko w sferze marzeń była kolekcja takich piłek a teraz z dumą mogę powiedzieć, że spełniłam kolejne marzenie i moje zwierzaki baunsują na piłeczkach przy każdej możliwej okazji :D
Zdecydowanie do moich ulubieńców należą egg ball (na filmiku duża zielona piłka w kształcie jajka) oraz bosu (połowa piłki z plastikowym spodem).

Ja jestem ogromnie dumna z każdego psa i jego każdej sesji! Mam nadzieję że właściciele również, naprawdę do teraz jestem w szoku bo wszystkie psy pracowały FENOMENALNIE! :D

Zołaczek miał być moim demo-dogiem, niestety po 2 tygodniach siedzenia w domu po sterylizacji rozsadzało ją na kawałeczki i bardzo ciężko jej się myślało o czymkolwiek, a już o spokojnej pracy na piłkach zwłaszcza :P

To filmik z urywkami z warsztatów, zmontowany przeze mnie, a nakręcony przez Natalię +foto :)


Zdjęcia możecie obejrzeć na profilu MADzone lub na stronie wydarzenia od Zera do Pakera

Jestem bardzo szczęśliwa, bo pomysł najwyraźniej bardzo się spodobał, na przyszły rok mam już zaproszenia na 3 seminaria tego typu, dwa w Polsce i jedno za granicą :) Na pewno zrobimy powtórkę z imprezki również w MAdzonie :D

A w ten weekend kolejne wydarzenie tego typu, tym razem będą to klikerowe warsztaty, zwolniły się dwa miejsca więc serdecznie zapraszam!

Poza tym właśnie pracuję nad kalendarzem, ustalamy ostateczne daty seminariów i niebawem na blogu pojawi się pierwsza połowa 2015 roku :D

I na koniec Stefania, która również ciężko pracuje nad sylwetką! :D


Wszystko o Stefanii czyli dlaczego nie chcesz mikro świnki

środa, 15 października 2014

Jakiś czas temu pojawił się pierwszy filmik na YouTube z moją świnką Stefą


Co jakiś czas ktoś pisze do mnie z pytaniem, przerażające jest to, że nikt nie pyta o to jakie są świnie, jak się żyje ze świnią, o nie... pytania to: "gdzie mogę taką kupić?" oraz "jak duża urośnie?".
Większość ludzi uważa, że to, że świnia urośnie jednak dość duża to największy problem. Tak się składa że to będzie najmniejszy problem właściciela świni, własnie po to jest ten wpis :)
Zacznijmy od początku:


JAK TO SIĘ ZACZĘŁO

Pomysł na świnkę pojawił się chyba nawet przed pomysłem na psa, nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie czemu akurat świnia, tak samo jak ktoś wybiera kota zamiast psa czy chomika zamiast myszoskoczka, ja wybrałam świnkę. Takie marzenie pojawiło się dawno temu i cierpliwie czekało na realizację. Dlaczego zostało zrealizowane dopiero teraz? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta, w końcu pojawiły się odpowiednie warunki w których mogłabym trzymać to zwierzątko, konkretniej o tychże warunkach niedługo na blogu :) W skrócie - mam ogrodzony hektar na którym jest zarówno trawa jak i asfalt, krzaki, mech, zarośla, kamienie, kałuże, bajorka i wszystko czego świnia może zapragnąć oraz do tego zamknięty barak a w nim świński pokoik :D Kolejnym powodem jest też to, że aktualnie mam więcej czasu i możliwości na zajmowanie się zwierzęciem, którego "zasad działania" po prostu nie znam, przez co muszę mu poświęcić więcej czasu na chociażby samo poznanie. Tutaj również w skrócie - mam własną działalność gospodarczą dzięki czemu sama decyduję o tym kiedy, gdzie i ile pracuję, poza ZUSami i podatkami to żyć nie umierać :D
Po kolei, od kiedy tylko miałam pewność, jak wygląda moja sytuacja, i że jest dość stabilna, postanowiłam zrealizować następne marzenie, w marcu zarezerwowałam prosiaka :) W czerwcu wyruszyliśmy w, o dziwo, bardzo zorganizowaną podróż. Razem z Alicją, Kubą, Zoe i Sorinem spędziliśmy pół dnia w Krakowie i znajomej której niesamowicie dziękujemy za gościnę! Powodem odwiedzin była sesja zdjęciowa w przepięknym pałacu! Oraz zdjęcia w makach :D
Wieczorem dojechaliśmy do hodowli, do wyboru były prosiaki z dwóch miotów, jeden liczniejszy, znacznie bardziej dziki, wszystkie rude lub bardziej rude, drugi młodszy bodajże o tydzień, dużo bardziej oswojony, prosiaki były głównie białe. Pewnie nikogo nie zdziwi fakt, że wybrałam ten dziki i rudy :D Wpływ na decyzję miało głównie to, że nie trzeba było ich już dokarmiać mlekiem. Z mojego miotu były do wyboru bodajże 4 prosiaki, wszystkie były rude, tak samo wystraszone, dzikie i spanikowane, wybrałam po prostu największego tłuściocha (mój tok rozumowania wyglądał tak: tłusta -> lubi jeść -> łatwiej będzie do niej dotrzeć). Możliwe też, że po prostu wybrałam świnkę z największymi skłonnościami do otyłości :D Ale niech tam :P


W hodowli dowiedziałam się w sumie jakichś tam pierwszych informacji na temat tego, jakie w ogóle świnie są. Powiedziano mi, że na pewno są terytorialne, głośne i że będą próbowały rządzić w stadzie i że powinny trzymać dietę jedząc głównie warzywa. Tyle wiedziałam odbierając swoją pierwszą w życiu świnkę. O ile o psach wiem całkiem sporo, o ile o psach można dowiedzieć się mnóstwa rzeczy dosłownie zewsząd (internet, telewizja, znajomi, książki, szkolenia itp.). Tak o świniach nie wiadomo KOMPLETNIE NIC, trzymanie świni jako zwierzątka domowego póki co w Polsce nie jest jakoś specjalnie popularne (i chwała za to Bogu), a świń w chlewie nikt nie obserwuje pod względem behawioralnym no i trudno się temu dziwić.
Tak zaczęła się nasza szalona, świńska przygoda :D


Na pewno powinnam wyjaśnić, czemu akurat Stefa. Otóż miała być Fretka, nawet w mojej liście planów do zrealizowania w roku 2014 widnieje "Świnka Fretka!". Imię zostało wymyślone już wieki temu, byłam zachwycona swoją pomysłowością, bo czyż to nie zabawne, że świnka ma na imię Fretka? :D Niestety nikt ale to nikt nie podzielił mojego entuzjazmu :( Każda spytana osoba mówiła Fretce kategoryczne NIE! I tak drogą dedukcji -> Fretka z bajki Fineasz i Ferb w której jest również Pepe Pan Dziobak (tu skojarzenie -> Świnka Pepa), przyjaciółką Fretki jest... STEFA! No i to tyle, czyż to nie logiczne? :D


SOCJALIZACJA

Przez pierwszy tydzień Stefa była tak przerażona, że biegała po ścianach, dotknięta kwiczała tak, że pewnie całe Zabrze ją słyszało, pozostawiona sama sobie trzęsła się ze strachu. Socjalizacja przebiegła o dziwo całkiem gładko - karmienie z ręki, zamknięcie w małym kojcu żeby nie mogła sobie zrobić krzywdy, głaskanie po brzuszki co działa na nią niczym afrodyzjak no i Mru. Tak, Mru zdecydowanie odegrał ważną rolę w jej socjalizacji, był dla niej bardzo miły a ona uznała go za swoją mamę (myślę, że może mieć na to wpływ jego kolor, jej mama ma bardzo podobny). Do teraz są najlepszymi kumplami, jedzą razem z miski i chrząkają do siebie przyjacielsko :D


Latem MADzone odwiedzało wielu ludzi, którzy dzielnie częstowali ją otrębami i pomagali w oswajaniu :) Kroczek po kroczku i po 3 tygodniach Stefania zaczęła biegać luzem po ogrodzonym terenie i świetnie się odwoływać a po 6tyg poszła z nami na swój pierwszy spacer po lesie z psami, luzem i bez smyczki :) Niestety efekt socjalizacji wygląda tak, że Stefa z radością podbiega do każdego napotkanego człowieka, wesoło do niego chrumka, siada i prosi o coś do jedzenia.


Każdy kij ma dwa końce, jak szybko potrafi się oswoić, tak równie szybko potrafi zdziczeć. Ze względu na moją pracę często muszę wyjeżdżać, bywa, że jestem zmuszona zostawić ją u rodziców i na 2 tygodnie. Wtedy Stefa trafia do świńskiego raju, gdzie nikt niczego od niej nie wymaga a jedzenie we wszelkiej postaci leży wszędzie na ziemi (moi rodzice hodują kury, króliki, gęsi i tego typu zwierzątka). ZAWSZE po powrocie zastaję totalnie innego prosiaka, wystarczy kilka dni, oczywiście wśród ludzi ale bez karmienia z ręki, bez bezpośrednich interakcji i bez wymagań a świnia staje się dzika, niepewna, wycofana, bardzo szybko przestawia się z pracowania za jedzenie dla człowieka na szukanie jedzenia na ziemi. Na szczęście zawsze całkiem szybko udaje mi się ją doprowadzić do normalnego stanu, ale jednak fakt, że tak szybko potrafi zdziczeć jest przerażający. Gdzieś czytałam artykuł o tym, że świnie które uciekły z chlewu znalezione po kilku miesiącach w dziczy fantastycznie dostosowały się do panujących warunków (wyrosły im kły, urosła długa i gęsta sierść itp.). Jestem w stanie w to uwierzyć, obserwując Stefę, która tak szybko dostosowuje się do wszelkich warunków wiem, że jako dziki prosiak świetnie by sobie poradziła i po 2tyg biegania po lesie zapomniałaby o mnie, o moich smakołykach czy o moich psach.

INTELIGENCJA

Oczywiście wszyscy świetnie wiedzą, że świnie są inteligentne, w końcu tak piszą w internetach. Otóż prawda jest taka, że nie macie pojęcia jak bardzo są inteligentne. Moje 3 border collie w konfrontacji ze Stefą oceniam jako przeciętnie rozgarnięte i bystre zwierzątka które kierują się głównie emocjami i absolutnie nie radzą sobie w życiu codziennym jako pojedyncze jednostki (ja jak ja, za to Stefa jest święcie przekonana o tym, że psy są gorszym i niedorozwiniętym gatunkiem). Stefa np świetnie wie, jak otworzyć co najmniej 6 różnych rodzajów zamykania furtek czy klatek (oczywiście otwiera je po to, żeby dostać się do jedzenia, jakże by inaczej). Wie też, że żeby dostać się na bardzo wysoki stół należy najpierw wskoczyć na 2 niższe pufy które stoją obok. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, w każdym razie jej inteligencja to żaden atut w świetle współżycia na co dzień, ona cały czas rozmyśla co by tu zrobić żeby jej było dobrze a ja ciągle czuję się jak idiotka wykiwana przez małą świnię ;)
Oczywiście pojawia się ponownie drugi koniec naszego kija inteligencji, akurat ten przyjemniejszy. Szkoli się ją naprawdę bardzo fajnie, fantastycznie się kształtuje, nie zraża się niepowodzeniami, ma OGROMNĄ motywację na jedzenie, nic nie jest w stanie jej rozproszyć. Tutaj nie mam nic do zarzucenia, bardzo przyjemnie się z nią współpracuje o ile oczywiście robimy wszystko pozytywnie, bo gdy tylko poczuje, że jest do czegoś zmuszana - zmienia się w dzikiego mustanga i mówi hola hola, nie ze mną te numery! Nie można przy niej pomóc sobie dodatkową komendą, nie można wskazać ręką kierunku, możliwość stosowania naprowadzania jest bardzo ograniczona, na pewno nie można jej sobie ustawiać czy przestawiać (hola hola, nie dotykaj świni!) Dzięki Stefie na pewno moja wiedza poszybuje w górę (lub w dół, zależy jak sobie poradzę :P ).


EMPATIA I EMOCJE

To jest coś, co bardzo różni świnię od psa. Jedyne psy bardziej, inne mniej ale jednak mają w sobie empatię tj. zdolność odczuwania emocji innych istot. Już o border collie nie wspomnę, któremu często jedynie wydaje się, że jestem zła, i to już wystarczy żeby się popłakać. Natomiast świnia nie :D Świnia ma między szynkami to, że jestem zła, ma gdzieś to, że krzyczę i tak samo ma gdzieś to, że się cieszę (jest jedynie nauczona że gdy się cieszę to znaczy ze zrobiła dobrze i dostanie nagrodę). Jednym słowem totalny brak empatii - nie potrafi lub nie chce dostrzegać stanów emocjonalnych. Można na to spojrzeć z dwóch stron - w szkoleniu stricte sztuczkowym czy sportowym może to być wielkim plusem. Ze Stefą mogę przeprowadzić sesję gdy jestem zła, lub chora, lub smutna, lub zmęczona, lub cokolwiek, ją to po prostu nie interesuje. Natomiast pies w tej sytuacji prawdopodobnie zgasiłby się po jednym smutniejszym westchnieniu. Każdy kto startuje w zawodach z psem wie, jak bardzo ważne są emocje i jak bardzo ważne jest, żeby się nie stresować bo pies świetnie to wyczuwa, przejmuje się i jest klapa. W przypadku świnie, pewnie zgadliście - ona ma gdzieś to że jestem zdenerwowana :D Natomiast w życiu codziennym mam ochotę strzelić sobie za przeproszeniem w łeb bo na świnię presja psychiczna absolutnie nie działa, nie ma znaczenia ton głosu, krzyk, nic, zero reakcji :D 
Świnia rozumuje tak:
-uciekłam sobie pospacerować, pff przecież wiem jak wrócić :D
-zjadłam zdechłą żabę, pff a co mi zrobisz :D
-wyciągam resztki ze śmietnika, pff przecież wiem że i tak mnie nie złapiesz :D
-ugryzłam psa, no okej mów sobie co chcesz ale moje zdanie jest ważniejsze od Twojego! 
Podsumowując, wszelkie "reprymendy", nic nie działa ;)
Zabawne jest jednak to, że ja nie mam absolutnie żadnego problemu w rozpoznaniu jej stanu emocjonalnego, wszystko jest podane wręcz jak na dłoni. Stefa jest typem choleryka - wszystko fajnie ale jak coś jest nie po jej myśli - wybucha jak BOMBA :D Bardzo szybko się denerwuje i ma problemu z odreagowaniem tego, co się w niej kumuluje.


ULEGANIE PRESJI

To jest temat, który w moich oczach dyskwalifikuje świnię jako zwierzątko domowe/do kochania. Otóż śwnia KOMPLETNIE NIE ULEGA PRESJI. Od początku tematem Tabu było branie Stefy na ręce. Otóż już po chwili znajomości Stefa wyraźnie powiedziała "proszę mnie nie podnosić". Mówiła bardzo głośno i wyraźnie (szczęśliwy ten, kto nie słyszał kwiku świni). Kilka razy testowałam kiedy jej się znudzi, po kilkunastu minutach ciągłego, przerażającego kwiku musiała odpuścić, żeby nie skończyć z trwałym uszkodzeniem słuchu (nie wydzierała się tylko przez kilka pierwszych dni, stąd też kilka fotek z zamkniętym ryjkiem). Nie ma takiej opcji żeby odpuściła, jak coś jej się nie podoba to kwiczy, po kilku minutach kwiku zadławi się własną śliną a potem dalej będzie kwiczeć. O ile kwik nie był do przeżycia, tak po pewnym czasie doszedł kolejny "objaw". Przez nerwy podnosi jej się ciśnienie krwi i zaczyna krwawić (głównie z odbytu). Presji opiera się zarówno psychicznie jak i fizycznie, no po prostu straszna sprawa dla mnie :P Wszelkie zabiegi pielęgnacyjne czy weterynaryjne to zawsze walka o przetrwanie. Bywa, że wchodzi chętnie do klatki i wcina sobie gryzaki ale jeśli nie ma ochoty na siedzenie w klatce to będzie kwiczeć i rzucać się na pręty przez kilka godzin non stop (wygląda wtedy jakby była psychopatycznym mordercą w więzieniu który grozi że spali mnie, mój dom i całą moją rodzinę). Jeśli kwik i złowrogie chrumkanie nie pomaga z czysta premedytacją sika ze złości do klatki. 
Po prostu świnia mówi, że wszystko jest super, do póki do niczego jej nie zmuszasz. Nie ważne do czego zmuszasz, czy do wejścia do klatki, czy do pójścia w prawo a nie w lewo, czy do jedzenia - to nieistotne, przymusowi trzeba się sprzeciwiać i koniec. Generalnie tak jak wspomniałam na początku, Stefi ma bardzo przyjemne życie, nie muszę i nie chce zmuszać jej do zbyt wielu rzeczy, z reguły unikamy tego jak ognia bo obie nie lubimy się denerwować :P Jednak gdyby miałaby mieszkać ze mną w domu pełniąc rolę kotka czy pieska no to ten, trochę słabo bo jednak trudno jest zawsze schodzić świni z drogi i bawić się tylko na jej zasadach.

GENERALIZACJA ZACHOWAŃ I MIEJSC

Generalizacja miejsc w przypadku Stefy jest ogromną zaletą, np. od początku naszej znajomości wałkujemy przywołanie i odwołuje się zawsze i wszędzie (no chyba ze trafi np na zdechłą żabę lub psie żarcie). Jak już potrafi jakąś sztuczkę to może ją zrobić absolutnie w każdym miejscu ALE jeśli została nauczona robić kółeczko gdy stoi z przodu to nie znaczy że zrobi kółeczko gdy stoi z boku. To że nauczyłam ją podnosić koziołek to nie znaczy że przełoży się to na piłeczkę czy misia - wszystkiego trzeba uczyć osobno jako nowe zachowanie. Najśmieszniejsze na chwilę obecną jest to, że świetnie aportuje jeśli rzucę koziołek z jej lewej strony, gdy rzucę z prawej to zachowanie jest kompletnie nowe i nieznane :D Z doświadczenia mogę powiedzieć, że jest odwrotnie niż zazwyczaj bywa w przypadku psów - zachowania generalizują znacznie lepiej niż ćwiczenie w nowych miejscach.


AGRESJA

To było coś, o czym wiedziałam, Wiedziałam że nastąpi a jednak wierzyłam że może jednak mnie ominie. Świnie są stadne i terytorialne, Stefa nie odbiega od tego standardu, w jej stadzie jestem ja, moja rodzina i moje psy. Z moimi psami nigdy nie było żadnej akcji, co prawda tylko Mru ją uwielbia, bordery głównie mówią, że fajniej by było bez tego dzikiego pomykacza ale mimo wszystko się tolerują. Od jakiegoś czasu problem pojawia się, gdy na terenie Stefy pojawiają się nowe, obce psy, oczywiście to nie jest tak, że rzuca się na nie zajadle na każdego napotkanego psa, o nie, wspominałam o tym że jest inteligentna. Zazwyczaj przyczaja się od tyłu i próbuje uszczypnąć w ogon lub zad. Z jakiegoś powodu musi być święcie przekonana o swojej nieśmiertelności i chyba zapomina, że ma zaledwie ze 4 zęby które mogą cokolwiek zrobić a pies ma całą złowrogą armię. Już nie raz oberwała co niestety nie zraziło jej do misji zniszczenia wszystkich nieproszonych osobników. Wątpię, żeby to była wina kiepskiego socjalu, odwiedza nas naprawdę sporo różnych psów z którymi jeszcze niedawno świetnie się dogadywała a od jakiegoś czasu zaczęła je traktować jak wrogów. Na pewno jest to coś, co bardzo i mi i jej utrudni życie, nie chciałabym jej zamykać ciągle w kennelu, ale też nie chciałabym żeby jakiś pies zrobił jej w końcu krzywdę (o którą oczywiście sama się prosi). Niestety w sieci nie ma wiele informacji ale i tak natrafiłam już na kilka miejsc w których ludzie opisują sytuacje, w których świnka zaatakowała psa lub człowieka. No cóż, będziemy walczyć, zobaczymy, póki co jestem dobrej myśli i wierzę że Stefę da się wyprostować :)


AKTYWNOŚĆ

Oglądając zdjęcia w internecie wszyscy rozpływają się nad śpiącymi, słodkimi świnkami. Może trafiłam na jakiś niecodzienny egzemplarz ale Stefa jest NIESAMOWICIE AKTYWNA, widzimy się codziennie, czasem spędzamy i 12h razem a na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy widziałam jak faktycznie położyła się po to, żeby poleżeć i odpocząć. Generalnie jak widzę że się kładzie to panikuję że jest chora :P Cały czas ma do załatwienia swoje świńskie sprawy którym oddaje się bez reszty (tak właściwie to ma tylko jedną, ale jakże ważną świńską sprawę - wyszukiwanie jedzenia i rycie w ziemi). Do tego że jest tak bardzo aktywna przez tak bardzo długi czas dochodzi jeszcze chrumkanie. Tak to zadziwiające że ona CAŁY CZAS coś do mnie mówi, cały czas chrumka, merda ogonkiem, biega i chrumka. W lato z niewiadomych przyczyn zachorowała, miała bardzo wysoką gorączkę, no ogólnie było z nią bardzo źle, wtedy też mieszkała z nami kilka dni w domy żeby być pod ciągłą obserwacją. Co prawda wieczorem szła spać dokładnie wtedy kiedy ja, kładła się na poduszce pod moją głową i spała tak długo jak ja, przyznaję że to było całkiem urocze, ALE. W ciągu dnia cały czas coś robiła, chodziła, chrumkała, szukała, chrumkała, chrumkała, szturchała ryjkiem i chrumkała, naprawdę jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z tak absorbującym zwierzakiem, może akurat mam wersję z ADHD ale mimo wszystko tak wysoki stopień aktywności robi wrażenie, oceniam na 12/10. Chrumkanie jest oczywiście urocze ale po dłuższym czasie można oszaleń :P


WARUNKI FIZYCZNE

Zanim miałam świnię zastanawiałam się, jak to się stało że w ogóle istnieje takie zwierzątko i dlaczego tak wygląda - rzadka szczecina, krótkie nóżki, krótki ogonek niepotrzebny do niczego, małe oczka i ten bekowy ryjek. Już tak nie myślę, Stefa jest bardzo niepozorna ale potrafi być strasznie szybka, skórę ma tak grubą że trudno byłoby ją faktycznie uszkodzić (tylko "spodnia część" jest delikatna). Do tego jest bardzo, bardzo silna, w starciu moja ręka kontra ryjek Stefy, niestety nie jestem w stanie wygrać :P Do tego budowa ciała jednak ma sens, jeśli nie będzie chciała być złapana to złapana nie zostanie - nie ma za co złapać! Jest tak naprawdę bardzo zbitym, twardym kawałkiem mięśni. Ma też lepsze warunki fizyczne niż można przypuszczać, potrafi wskoczyć np na sofę o wysokości około 50cm, potrafi zrobić "stójkę" i całkiem długo się utrzymać (będziemy trenować żeby było jak najdłużej :D). Robiłam z nią dużo ćwiczeń na piłkach rehabilitacyjnych, poduszkach sensorycznych czy bosu, tak naprawdę trochę "dla jaj", trochę po to żeby nauczyć ją wchodzić na niestabilne przedmioty, trochę żeby po prostu porobić coś nowego, teraz okazuje się że to jednak wcale nie było takie głupie :)


SKĄD JĄ MAM I JAK DUŻA UROŚNIE :P

Jeśli udało Ci się przebrnąć przez cały wpis i wciąż myślisz, że mini świnka to zwierzak dla Ciebie, to szacuneczek :P Możemy przejść do tych najważniejszych pytań :D. Stefa pochodzi z tej hodowli http://mikroswinki.pl/ . Wklejam link, bo to żadna tajemnica, poza tym hodowcy są na tyle rozsądni, że nie sprzedadzą świnek osobom, które nie powinny ich mieć :) 
Jak duża urośnie? Tego niestety nikt nie wie, tak jak napisałam na początku, to był, jest i będzie najmniejszy problem posiadacza świnki, ja osobiście kompletnie się nad tym nie zastanawiam i nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Mikro świnki mogą ważyć 15kg ale mogą dobić i do 40kg (patrząc na tempo w jakim Stefa przybiera na wadze, obstawiam jednak tą górną granicę :P ). Należy też wciąż pod uwagę fakt, że świnie rosną do 3-go roku życia, to co widzicie w internecie czy na zdjęciach Stefy nie jest kompletnie żadnym odnośnikiem, ona będzie rosła przez najbliższe 2,5 roku życia.


PODSUMOWANIE

To już koniec moich wypocin :D Podsumowując świnie to naprawdę BARDZO BARDZO BARDZO TRUDNE zwierzęta, z ręką na sercu przyznaję, że nie sądziłam że będzie aż tak ciężko okiełznać tego szalonego prosiaka. Ja osobiście jestem szalenie szczęśliwa, że jednak się zdecydowałam, to dla mnie ogromne wyzwanie, nowe doświadczenie, poza tym po prostu okropnie ją kocham mimo tego, że jest taką zołzą. Jednocześnie wiem, że czas i uwaga jaką poświęcam Stefie mogłabym rozdzielić na 2 nowe psy ;)
Decydując się na świnkę pamiętaj - są twarde psychicznie, pewne siebie, szybkie, mogą być agresywne, są niesamowicie bystre i kierują się głównie żołądkiem przez co mają ogromne skłonności do otyłości i lubią być najnormalniej w świecie niegrzeczne. Opisuję tutaj oczywiście moje doświadczenia z tylko jedna świnką ale przeglądając informacje w internecie okazuje się, że jednak to standard a nie potwór w świńskiej skórze. Pamiętaj, że możesz nie trafić na świnkę Miley Cyrus której będziesz robić zdjęcia na instagrama podczas snu, możesz trafić na taką Stefkę która przewróci Ci życie do góry nogami :) Oczywiście jestem otwarta na wszelkie merytoryczne dyskusje czy pytania :)



Seminarium w Forli

piątek, 7 lutego 2014

Na zaproszenie włoskiego klubu La Furiosa A.S.D w dniach 26-27.01.2014 prowadziłam sztuczkowe seminarium w mieście Forli. Podróż do Włoch zapowiadała się całkiem przyjemnie, godzina z Krakowa do Wiednia, tam jakieś 15min na przesiadkę i kolejna godzina do Bolonii. Wysiadłam z pierwszego samolotu i przerażona biegłam do bramki na kolejny boarding, byłam pewna że nie zdążę, szczęście w nieszczęściu że lot miał być opóźniony, najpierw o godzinę... Średnio co pół godziny informowali nas, że samolot wciąż nie jest gotowy do lotu, były też radosne zmiany bramek, żeby podróżni nie narzekali na nudę :D Tyle dobrze, że udało mi się zakumplować z pewnym Włochem, który handluje płytkami ceramicznymi w Afryce :D Zamiast o 20:10 wyleciałam z Wiednia o 00:00, przez ten czas zdążyłam dowiedzieć się więcej o rodzinie owego Włocha niż wiem o swojej własnej :D Ale był przemiły i nawet napisał Monice smsa że nasz samolot ma opóźnienie i będziemy na miejscu kilka godzin później. Muszę przyznać, że przeżyłam mały szok gdy zobaczyłam stewardesy austriackich linii lotniczych - czerwona spódnica, do tego czerwona bluzka, czerwony żakiet, czerwona apaszka oraz czerwone rajstopy, buty i szminka :D Nie taka miła czerwień, raczej taka w kolorze jarzębiny, naprawdę ten uniform zrobił na mnie wrażenie :D
W Bolonii czekały na mnie Monica (jedna z organizatorek) oraz Paulina (mój tłumacz), potem już tylko godzinka drogi samochodem do Forli i ustalenie szczegółów.

W sobotę semi miało zacząć się koło 9:00, nie wyszło, Włosi zawsze mają czas :D Zaczęliśmy koło 11:00 od krótkiego wprowadzenia, niestety nie dali się namówić na dłuższy wykład. Mówiłam czym są sztuczki, co możemy dzięki nim uzyskać, jak pracuję z psami a czego robić nie lubię, jakich narzędzi używam itp.

Okazało się że ekipa jest całkiem spora :D

Był między innymi wyżeł, który zaskoczył mnie wielką chęcią do pracy, w mig pojmował ideę i zrobiliśmy wszystko co jego pani sobie wymyśliła :) Szalony i pięknie pracujący bokser Kira, były również kundelki, dość duży, stateczny i myślący Lampo, Rasty wesoły piesek który równocześnie bał się ludzi i musieliśmy z nim "uciekać" jak najdalej, Ariel również miała problemy ze strachem, bardzo bała się dźwięków ale gdy tylko warunki były dla niej optymalne, pracowała bardzo ładnie :) Standardowo były rónież bordery, większość z nich była na tyle zaawansowana, że mogliśmy śmiało robić trudniejsze rzeczy, jak wskakiwanie na stopy, stanie na przednich łapach czy trupa. Najbardziej w pamięci zapadł mi mini pudelek Giotto <3 W niedzielę pojawił się jeszcze całkowicie zielony szczeniak owczarka australijskiego. Łącznie było 12 psów w sobotę i 13 w niedzielę, zdecydowanie przekroczyli max który mam zawsze na seminariach ale chyba się udało i wszyscy wydawali się być bardzo zadowoleni :D

Kilka fotek by Stefano Bagno - foto






Prowadziłam we Włoszech już 3 seminaria i zauważyłam że panuje tam trend, trend który był u nas kilka dobrych lat temu. Mianowicie Włosi uważają, że jedyne słuszne narzędzie to kliker a jedyna słuszna metoda nauczania to kształtowanie. Niektórym trudno było przekonać się do naprowadzania czy tez połączenia naprowadzania z kształtowaniem, niestety warunki były zbyt trudne na sesję stricte z kształtowania (obce miejsce, dużo zapachów, dużo kręcących się i rozmawiających ludzi) psy musiałyby mieć naprawdę nerwy ze stali :D. Z racji tego, że nie robią nic poza kształtowaniem mają dużo zaczętych ale nieskończonych zachowań i nie mają komend (to głównie na Sardynii, o tym w następnej notce). Była też zawsze burza pytań "dlaczego robię to bez klikera???", dla jednych było to całkiem zrozumiałe, dla innych to nowość że czasem lepiej jest nie używać klikera a pies jest w stanie zrozumieć zadanie bez niego. Na szczęście większość udało mi się przekonać do troszkę innego stylu pracy i pieski pięknie śmigały mimo rozproszeń :) Niewątpliwie wszyscy byli bardzo pozytywni, mieli bardzo fajne pomysły na sztuczki, większość słuchała i nie musiałam przy każdej sesji powtarzać tego samego. Z większości osób aż bił niesamowity entuzjazm i radość z pracy z psem, było widać że dużo pracują i że robią to z głową, na pewno mogłabym się od nich bardzo wiele nauczyć :D

Wielkie podziękowania należą się Paulinie, która jako osoba nie mająca zielonego pojęcia o psach (ma tylko kota :D) poradziła sobie doskonale. Mało tego, jak już pojęła ideę to tłumaczyła ludziom bez mojej pomocy! Poza tym jest spoko ziomalem i hejterem, dzięki że mogłam nabijać się z Twojego polsko-włoskiego akcentu przez te dwa dni! :D
Usłyszałam naprawdę bardzo wiele miłych słów, to strasznie motywuje do dalszej pracy! I z każdym musiałam robić po co najmniej 3 "przytulane" fotki na zakończenie ;D
Podróż powrotna już bez przykrych niespodzianek, wszystko zgodnie z planem. Co prawda miałam 3h przesiadkę w Wiedniu ale nie płakałam ani troszkę, mają tam skórzane siedzenia, WiFi i można nawet sobie podładować komputer! Nic mnie tak nie cieszy jak prąd i WiFi na lotnisku <3

Na zakończenie filmik który bardzo mi się podoba ze względu na szalony wybuch entuzjazmu! :D Oczywiście nie było takich owacji po każdym udanym wykonaniu, tutaj jednak była to druga sesja z zawijania się w kocyk, wcześniej przeszliśmy długą drogę przygotowania psa do tej sztuczki, robiliśmy kilka ćwiczeń które miały pomóc w zrozumieniu zadania. Pod koniec drugiej sesji udało się! :D Niestety trzeba mieć konto na Facebooku żeby zobaczyć ten filmik :)


Jak się okazuje wieści szybko się rozchodzą, chwilę po powrocie dostałam zaproszenie na kolejne seminarium które ma się odbyć stosunkowo blisko Forli - w mieście Modena :) Tak więc wracam tam we wrześniu, mam nadzieję że będzie tam chociaż część ekipy z Forli bo pracowało się z nimi naprawdę fantastycznie! :D