Trup!

poniedziałek, 26 marca 2012

Przedstawiam naszą nową sztuczkę czyli Zołczak umiera :D
Niestety kura panoszy się po mieszkaniu i bardzo chciała być na filmiku razem z Zoe :P

A w przygotowaniu kolejny filmik, tym razem tutorial z jednej ze sztuczek :)

Ostatnie pół roku w skrócie czyli goście goście!

sobota, 3 marca 2012

Dawno nic nie pisałam a działo się dużo!
Przez ostatnie kilka miesięcy często zmieniał się stan zapsienia, także po kolei:
W listopadzie z Warszawy przyjechała z nami Amber, właścicielka najbardziej uroczego spojrzenia na świecie:


Foto by Kaskaa http://www.facebook.com/fotokaskaa zapraszam do polubienia! :)

Amber nie jest geniuszem ale bardzo fajnie mi się z nią pracowało, udało nam się sporo zrobić, w każdym razie lubiła jeść i bardzo się starała. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to pod koniec roku Amber będzie czyimiś oczami, wierzę w nią bardzo, podobno świetnie rokuje i dobrze sobie radzi :D

Zoe długo nie była jedynakiem, odwiozłam Amber a wrócił ze mną Fred :D Fredulek to przeuroczy chłopak, bardzo grzeczny, jego życiowy priorytet to przytulanie;) Nie będę się za bardzo rozpisywać bo już ze mną nie mieszka, jest jednak u mojej koleżanki więc gwarantuję zdjęcia co jakiś czas.

Ostatni, ten przez którego było tyle szumu, ten przez którego zawaliłam sesje :P To było w te okropne mrozy, psy były tak znudzone że poszliśmy jednak w końcu do lasu, chodziliśmy ze 2h, bylismy juz wszyscy w trójkę przemarznięci i zmęczeni ale uznałam że pójdziemy jeszcze sobie coś porobić. Zostawiłam na ławce saszetke z jedzeniem i poszłam kawałek dalej coś porobić z Zoe, za jakiś czas odwracam się a tu jakiś szkielet psa próbuje otworzyć saszetkę Oo. Dziwne, ale w ogóle się nie bał, zjadł wszystko co miałam (tak to było genialne-dać mu wszystko...), pierwsze co zrobiłam to poluzowałam mu obrożę, miał dorobioną dziurkę, przy  obroży był karabińczyk i zapięcie było tak ciasne że ledwo oddychał. Stąd mój wniosek że prawdopodobnie był przywiązany do drzewa i uwolnił się lub ktoś mu w tym pomógł. Był okropnie brudny i śmierdzący, miał zakrwawione łapy a o stopniu wychudzenia nie wspomnę... Bardzo, bardzo nie chciałam go ze sobą zabierać, bałam się głównie o moje psy, nie wiedziałam czy nie jest chory, czy ich nie zaatakuje itp. Zaczepiałam ludzi i pytałam czy nie widzieli go wcześniej, czy nie wiedzą czyj to pies, każdy jeden odpowiadał żebym go przypadkiem nie zawiozła do schroniska bo nie przeżyje nocy. Raczej nie miałam wyjścia, przywiązałam do niego szarpak i jakoś dokulaliśmy się do domu, oczywiście z przygodami. Po drodze zaatakował nas jakiś zmutowany malamut (był przeogromny!), rzucił się na Freda a biedak posikał się ze strachu, potem rzucił się na znajde który uciekł przed siebie, musiałam wisieć na szyi tego psa przez 10min i czekać aż przyjdzie jego właściciel i go zabierze, nie no serio to był super dzień ;D Udało się, przyszedł jakiś pan po malamuta, znalazłam znajdę który siedział skulony i trząsł się pod jakimś garażem-w końcu wróciliśmy. W domu trząsł się z zimna jeszcze przez co najmniej 2h, robił pod siebie, zwracał wszystko co zjadł, nie dało się podać mu kroplówki bo pękały mu wszystkie żyły, naprawdę tragedia.
Rano okazało się że psiak wygląda dużo lepiej, zaczął nawet reagować jak się do niego mówiło. Musiałam iść do pracy i zostawić go z rodzicami, na szybko zrobiłam zdjecie, wrzuciłam na fejsbuka i wyszłam z domu, wtedy zaczął się szał! Nigdy przenigdy bym nie pomyślała że będzie aż taki odzew! Telefon dzwonił co 3 minuty, niektórzy dzwonili o 1 w nocy czy o 6 nad ranem, dzwoniła do mnie nawet Pani z dziennika szczecińskiego;D i pani z tvnu, byli ludzie którzy dzownili aby powiedziec ze nie moga pomóc ale że dziękują i trzymaja kciuki, byla cała masa chętnych z całej Polski i kilka osób z Niemiec, miałam jakieś 7 telefonów typu "prosze pani to mój pies! Czy on ma blizne na lewej łapie?". Okazało się że pies ma na imię Lenox, był wcześniej w bytomskim schronisku, miał chip, w dniu kiedy go znalazłam miał tę obrożę co w schronisku, cała sprawa się wyjaśniła, schronisko pokryło koszty jego leczenia a największe podziękowania należą się Pani Kasi i Grzegorzowi czyli osobom które opiekowały się Lenoxem w schronisku, poznały go i niesamowicie mi pomagały! Naprawdę nadal jestem w ciężkim szoku że sprawa tak się nagłośniła, z jednej strony to super że ludzie chcieli pomagać, z drugiej mniej super dla mnie-spośród ponad setki chętnych musiałam znaleźć ten najlepszy dom, na szczęście udało się :)
Tak Lenox wyglądał na drugi dzień

Tak kilka dni później:
A tak wygląda teraz, w swoim nowym wspaniałym domu! Niesamowite, prawda? :)

To by było na tyle, czułam się zobligowana do opisania pokrótce historii wszystkich trzech psiaków :)
Teraz Zoe jest znowu jedyną i najważniejsza księżniczką, nudzi się okropnie bo jednak przez ostatnie pół roku zawsze miała jakiegoś głupka do zabawy. Teraz już tymczasów nie planuję, rozstania są okropne nawet jeśli człowiek cały czas ma świadomość że pies jest tylko na chwilę...
Po raz kolejny obiecuje że będę pisać regularnie, może się uda :P