Święta to...

środa, 26 grudnia 2012

Moje lenistwo jest ponadprzeciętne, jedyne co zrobiłam przez te święta (oczywiście poza oglądaniem filmów i jedzeniem :P ) to kilka fotek i jeden jedyny trening frisbee który pieski dostały z okazji świąt. Ten trening był prawdopodobnie pierwszy i ostatni aż do wiosny, oczywiście było miło i radośnie, było tak bardzo radośnie że wróciłam z błotem na butach, na ubraniach, na włosach i na twarzy... :P
A święta to... święta to prezenty, prezenty to choinka, choinka to lampki a lampki to dobry myk na zdjęcia :D
Na zdjęciach jest tylko Madlene, uprzedzam pytania, Zoe i Mru nie zostali zadźgani ani nie pożarł ich karp :P Zoe jest teraz tłustą kluską i do tego tak jakoś niespecjalnie fachowo obcięłam jej kryzę nożyczkami :P A Mru, że tak to delikatnie ujmę... nie jest dobrym modelem.



Już niedługo, za chwileczkę!

wtorek, 18 grudnia 2012

Nie wiem dlaczego nie pokazałam tego jeszcze na blogu (no dobra, wiem, średnio co jeden wpis robię sobie półroczną przerwę, to pewnie dlatego ;D )
W każdym razie poczułyśmy z Alą misję, postanowiłyśmy nagrać wszystkie sztuczki Zoe, tak bajerandzko- w HD, slow motiony, fajne zbliżenia itp. Zaczęłyśmy już chyba we wrześniu, wyszukiwałyśmy różne miejsca, czekałyśmy na dobrą pogodę, wbrew pozorom to nie jest takie łatwe :D
W pierwszej wersji miały być wszystkie sztuczki nagrane jesienią, niestety jesień nam uciekła a sztuczek sporo brakuje :P Plany uległy zmianie, będą jednak dwa filmiki, jeden jesienny, drugi zimowy, musimy tylko poczekać na powrót śniegu!
Tak więc chciałam zakomunikować że Ala jest w trakcie tworzenia, filmik pojawi się pewnie do tygodnia a na razie przedstawiam mały trailer :D


Warsztaty w Mysłowicach

sobota, 15 grudnia 2012

W niedzielę miałam przyjemność poprowadzić warsztaty z obedience i posłuszeństwa, głównym tematem były podstawy, podstawy i trochę podstaw :D
Cieszę się niezmiernie że była taka różnorodność rasowa, od borderów, przez tollery, labka czy sznaucera po JRT i bedlington terriera :D
Było naprawdę bardzo miło i przyjemnie, zaliczam to do kategorii "cenne doświadczenia" a siedzenie 9,5h na ciemnej hali w 10-stopniowym mrozie puszczam w niepamięć :P

Kilka fotek by Alicja Zmysłowska

Mistrzostwa Polski Obedience

piątek, 30 listopada 2012

Nie pamiętam żebym kiedykolwiek pojechała na jakiekolwiek zawody na spokojnie, dzień wcześniej...
Jechać w dzień? Nieeee, pójdę sobie do pracy, zarobię pieniążki.
Nocleg? Nieeee, szkoda kasy.
3h czekania na przesiadkę gdzieś w połowie drogi w środku nocy? Czemu nie, poćwiczymy sobie pozycje w poczekalni na dworcu!
Pojadę TLK bo tanio. Ojj mój TLK spóźnił się już 2h jak to każdy nocny TLK, co tam, może pozwolą mi startować na końcu.
Takie przygody miałam odkąd pamiętam, żałosne życie ubogiego psiarza :D Zazwyczaj skutkowało to tym że w okolicach 14:00 zaczynałam zamulać i tracić kontakt ze światem przez zmęczenie i brak snu, tym razem było inaczej! 
Pojechałyśmy sobie dzień wcześniej, co prawda TLK ale spóźnił się tylko jakieś 40min więc w granicach mojej akceptacji. Udało nam się przebrnąć autobusem przez Warszawę (aczkolwiek straciłam 5zł, przedziwne te warszawskie biletomaty, wsadziłam nie w tą dziurę co trzeba! ;D ) Dojechałyśmy do mieszkania gdzie ugościła nas Moli, zjadłyśmy bigos i poszłyśmy spać.
Zawody zaczynały sie wcześnie rano, klasa 2 na samym początku, trafił nam się całkiem miły numer startowy czyli 4. Pierwsze ćwiczenie to jak zwykle zostawanie i tutaj szok-Zoe tupie jak opętana :D Tego bym się po niej nie spodziewała i dostałyśmy za to banalne ćwiczenie najmniej punktów, bodajże 7, od Pani Drobik :D

Później chodzenie przy nodze, również kiepsko, to nasz najsłabszy punkt od zawsze, kolejne ćwiczenia coraz lepiej i lepiej. Generalnie ze startu jestem całkiem zadowolona, wiem nad czym muszę bardziej popracować a co jest ok i mogę odpuścić wałkowanie tegoż :D
Pierwsza i najważniejsza rzecz do przepracowania którą wcześniej całkowicie zbagatelizowałam to jęczenie z podniecienia, sędzia Meroni nie omieszkał nam tego wypunktować i w dosłownie każdym ćwiczeniu w opisie jest:
-pies jęczy
-pies piszczy
-pies wydaje dźwięki
Na końcu usłyszałam "your dog is little nervous..."
Niestety nie tak znowu little :D  Więc trzeba się tym zająć.
Po spartoleniu dwóch pierwszych ćwiczeń kompletnie nie spodziewałam się tego iż wygramy a jednak, udało się! :D
Mamy taką piękną fotkę z pudła by Dog Campus


Wygrałyśmy jakąś nienormalną ilość nagród włącznie z tabletkami na poprawę nasienia :D Mamy też największy jak dotąd puchar i wciąż utrzymujące się rogale na twarzach ze szczęścia :D
Nie obyło się oczywiście bez kwiatków takich jak pan który podchodzi do leżącej sobie Zoe, mówi do niej, głaszcze po czym zaczyna sprawdzać uzębienie (serio! :D)
W taki oto sposób żegnamy się z klasą 2, mam nadzieję że Zoe jest już gotowa na starty w kl.3. Pierwszy start w najwyższej klasie planuję na początku stycznia w Kaliszu więc przygotowania trwają. Skoro już jedziemy to postanowiłam zgłosić i Mydelniczkę do 0, zobaczymy czy będzie w stanie godnie się zachować :D

European Open

sobota, 4 sierpnia 2012

Tak się wspaniale poukładało że miałam okazję jechać do Szwecji na EO :) Chciałam zabrać Mydełko, byłby to wyjątkowo intensywny socjal ale niestety nie miała potrzebnego szczepienia i musiała zostać w domu. Pojechał Zołczak, może to i dobrze, jechaliśmy z pyrkami, Zoe już zna te stworki i wie czego się po nich spodziewać, Madlen móglby być w ciężkim szoku :D
Jechaliśmy przez Niemcy, nocowaliśmy w Lubece, piękne miasto w którym był park gdzie psy mogły biegać bez smyczy, szok :D Następnie płyneliśmy promem, jechaliśmy przez Danię gdzie zwiedziliśmy Kopenhagę aż dotarliśmy do Szwecji.
W samej Szwecji dni upłynęły pod znakiem agility, widziałam mnóstwo znanych psów, mnóstwo znanych ludzi i pełno fantastycznych przebiegów. Zołczak w chwilach wolnych na największych europejskich zawodach agility oczywiście... łapał frisbee :P Co ciekawe szło jej wyśmienicie, ma czasem takie fazy że zaczyna myśleć, zaczyna ładnie skakać i nawet trafiać w dyski, wtedy właśnie miała tą fazę, oby powtórzyło się to na DCDC w Poznaniu ;)

Podczas podróży robiliśmy przystanki nad morzem, wszystko byłoby super gdyby nie ta masa glonów ale pieski miały ubaw po pachy, kilka Zołczaków w towarzystwie pyr by Olga :)








Zoe na koloniach :D

wtorek, 24 lipca 2012

Pierwotny plan był najfajniejszy-jedziemy w czwórkę czyli ja, Agata, Marta i Kasia. Niestety plany szybko się zmieniały, najpierw było "o boże nie dostanę urlopu, nie jadę". Potem "w weekend jest DCDC w Sopocie, może uda mi się pojechać". Później kolejna i już ostateczna wersja "idę na wesele". Na szczęście dla wszystkich wpadłyśmy na genialny pomysł, zamiast Nexee Agata weźmie Zoe (kto zna Neksiora ten wie że nie byłaby najszczęśliwsza na takim obozie, zwłaszcza na obozie agility) natomiast Zoe była wniebowzięta :D











Reszta na blogu, zapraszam! http://fotokaskaa.blogspot.com/

I jeszcze kilka by Paula :)





Oczywiście jest Agata-jest i filmik! :D Zobaczcie jak wspaniale się zgrały :)


Zoe wróciła w niedzielę więc miała całe trzy dni nicnierobienia, wystarczy ;) Jutro wyruszamy na super hiper trip życia do Szwecji na European Open! :D

Madlene

środa, 18 lipca 2012

Blog powinien zmienić nazwę... od pewnego czasu Zoe nie jest już moim jedynym psem :)

Zacznijmy od początku, Frankę poznałam już zimą, przez jakiś czas miałam nawet u siebie jej potomka Fredka, wiedziałam że będzie kryta Dewi Tweedem. Wiedziałam też że na pewno nie chcę szczeniaka z tego miotu :D Bo nie ma FCI, bo po co mi po pasterskich rodzicach, bo sobie nie poradzę bo to przecież najwyższy level borderowatości...
Nie czekałam na krycie, nie czekałam też na usg, na chwilę przed narodzinami szczeniaków coś mnie tchnęło, uznałam że może jednak... jeśli tylko urodzi się taka suczka;) http://www.kinlochsheepdogs.com/holly.html
Oczywiście zaraz po tym zostałam zbluzgana ( i słusznie :D), że nie wybiera się na kolor zwłaszcza w takim miocie, pokornie przyznałam racje i uznałam że jednak wezmę szczeniaka takiego jakiego mi wybiorą.
Urodziło się 10 szczeniaków, aż 8 suczek! Wśród nich takie zwierzątko:



Zakochałam się w niej od razu ale grzecznie czekałam na decyzje mądrzejszych, 16.04 były testy szczeniaków, wtedy dostałam smsa "chyba Ci to białe pisane;)", a dlaczego? "Bo żre, szarpie się i nie wygląda na pastersko poschizowaną" no i git, byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie :D
Papi sobie ładnie rosło, zaczęło wyglądać jak szołek;)

Zaraz po odbiorze obowiązkowo musiałyśmy zaliczyć pierwszą sesję u najlepszego fotografa ever! :)



Madlene ma obecnie 4 miesiące więc jesteśmy razem już dwa :) Każdego dnia zaskakuje mnie coraz bardziej, nigdy nie przypuszczałam że będzie aż tak genialna w każdej dziedzinie, czuję że możemy razem przenosić góry :D
Przedstawiam pierwszy filmik czyli początki naszej wspólnej pracy:)

Trup!

poniedziałek, 26 marca 2012

Przedstawiam naszą nową sztuczkę czyli Zołczak umiera :D
Niestety kura panoszy się po mieszkaniu i bardzo chciała być na filmiku razem z Zoe :P

A w przygotowaniu kolejny filmik, tym razem tutorial z jednej ze sztuczek :)

Ostatnie pół roku w skrócie czyli goście goście!

sobota, 3 marca 2012

Dawno nic nie pisałam a działo się dużo!
Przez ostatnie kilka miesięcy często zmieniał się stan zapsienia, także po kolei:
W listopadzie z Warszawy przyjechała z nami Amber, właścicielka najbardziej uroczego spojrzenia na świecie:


Foto by Kaskaa http://www.facebook.com/fotokaskaa zapraszam do polubienia! :)

Amber nie jest geniuszem ale bardzo fajnie mi się z nią pracowało, udało nam się sporo zrobić, w każdym razie lubiła jeść i bardzo się starała. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to pod koniec roku Amber będzie czyimiś oczami, wierzę w nią bardzo, podobno świetnie rokuje i dobrze sobie radzi :D

Zoe długo nie była jedynakiem, odwiozłam Amber a wrócił ze mną Fred :D Fredulek to przeuroczy chłopak, bardzo grzeczny, jego życiowy priorytet to przytulanie;) Nie będę się za bardzo rozpisywać bo już ze mną nie mieszka, jest jednak u mojej koleżanki więc gwarantuję zdjęcia co jakiś czas.

Ostatni, ten przez którego było tyle szumu, ten przez którego zawaliłam sesje :P To było w te okropne mrozy, psy były tak znudzone że poszliśmy jednak w końcu do lasu, chodziliśmy ze 2h, bylismy juz wszyscy w trójkę przemarznięci i zmęczeni ale uznałam że pójdziemy jeszcze sobie coś porobić. Zostawiłam na ławce saszetke z jedzeniem i poszłam kawałek dalej coś porobić z Zoe, za jakiś czas odwracam się a tu jakiś szkielet psa próbuje otworzyć saszetkę Oo. Dziwne, ale w ogóle się nie bał, zjadł wszystko co miałam (tak to było genialne-dać mu wszystko...), pierwsze co zrobiłam to poluzowałam mu obrożę, miał dorobioną dziurkę, przy  obroży był karabińczyk i zapięcie było tak ciasne że ledwo oddychał. Stąd mój wniosek że prawdopodobnie był przywiązany do drzewa i uwolnił się lub ktoś mu w tym pomógł. Był okropnie brudny i śmierdzący, miał zakrwawione łapy a o stopniu wychudzenia nie wspomnę... Bardzo, bardzo nie chciałam go ze sobą zabierać, bałam się głównie o moje psy, nie wiedziałam czy nie jest chory, czy ich nie zaatakuje itp. Zaczepiałam ludzi i pytałam czy nie widzieli go wcześniej, czy nie wiedzą czyj to pies, każdy jeden odpowiadał żebym go przypadkiem nie zawiozła do schroniska bo nie przeżyje nocy. Raczej nie miałam wyjścia, przywiązałam do niego szarpak i jakoś dokulaliśmy się do domu, oczywiście z przygodami. Po drodze zaatakował nas jakiś zmutowany malamut (był przeogromny!), rzucił się na Freda a biedak posikał się ze strachu, potem rzucił się na znajde który uciekł przed siebie, musiałam wisieć na szyi tego psa przez 10min i czekać aż przyjdzie jego właściciel i go zabierze, nie no serio to był super dzień ;D Udało się, przyszedł jakiś pan po malamuta, znalazłam znajdę który siedział skulony i trząsł się pod jakimś garażem-w końcu wróciliśmy. W domu trząsł się z zimna jeszcze przez co najmniej 2h, robił pod siebie, zwracał wszystko co zjadł, nie dało się podać mu kroplówki bo pękały mu wszystkie żyły, naprawdę tragedia.
Rano okazało się że psiak wygląda dużo lepiej, zaczął nawet reagować jak się do niego mówiło. Musiałam iść do pracy i zostawić go z rodzicami, na szybko zrobiłam zdjecie, wrzuciłam na fejsbuka i wyszłam z domu, wtedy zaczął się szał! Nigdy przenigdy bym nie pomyślała że będzie aż taki odzew! Telefon dzwonił co 3 minuty, niektórzy dzwonili o 1 w nocy czy o 6 nad ranem, dzwoniła do mnie nawet Pani z dziennika szczecińskiego;D i pani z tvnu, byli ludzie którzy dzownili aby powiedziec ze nie moga pomóc ale że dziękują i trzymaja kciuki, byla cała masa chętnych z całej Polski i kilka osób z Niemiec, miałam jakieś 7 telefonów typu "prosze pani to mój pies! Czy on ma blizne na lewej łapie?". Okazało się że pies ma na imię Lenox, był wcześniej w bytomskim schronisku, miał chip, w dniu kiedy go znalazłam miał tę obrożę co w schronisku, cała sprawa się wyjaśniła, schronisko pokryło koszty jego leczenia a największe podziękowania należą się Pani Kasi i Grzegorzowi czyli osobom które opiekowały się Lenoxem w schronisku, poznały go i niesamowicie mi pomagały! Naprawdę nadal jestem w ciężkim szoku że sprawa tak się nagłośniła, z jednej strony to super że ludzie chcieli pomagać, z drugiej mniej super dla mnie-spośród ponad setki chętnych musiałam znaleźć ten najlepszy dom, na szczęście udało się :)
Tak Lenox wyglądał na drugi dzień

Tak kilka dni później:
A tak wygląda teraz, w swoim nowym wspaniałym domu! Niesamowite, prawda? :)

To by było na tyle, czułam się zobligowana do opisania pokrótce historii wszystkich trzech psiaków :)
Teraz Zoe jest znowu jedyną i najważniejsza księżniczką, nudzi się okropnie bo jednak przez ostatnie pół roku zawsze miała jakiegoś głupka do zabawy. Teraz już tymczasów nie planuję, rozstania są okropne nawet jeśli człowiek cały czas ma świadomość że pies jest tylko na chwilę...
Po raz kolejny obiecuje że będę pisać regularnie, może się uda :P